Tinto Brass, niczym Hugh Hefner dorobił się już swoich króliczków. Jeden z nich napisał mu wyuzdany scenariusz, który reżyser bez skrępowania zrealizował. A co więcej: sam w nim zagrał.
Nie wiem czy to będzie spoiler, ale akcja przedstawia się tak: Brass wspomina swe lata świetności i masturbuje się widząc swoją rozebraną pokojówkę. I w sumie to tyle. Czyli nic się nie zmieniło przez te 40 lat kariery: dalej jest to seans dla podglądaczy, łączący w sobie szczyptę smakowitej erotyki i sporo kiczu.
Tylko dla ciekawych ;)